Miałam kaca, podarte rajstopy i złamane obcasy. Rozmazany makijaż, spuchnięte oczy i świeże rany na nadgarstkach. Niedziele przecież zawsze były od umierania. W niedziele nigdy nic, nawet jakby coś się chciało. W niedziele załamuje się ręce i płacze. Niedziele nie mają w sobie nic z życia, są zaspane. Niedziele śmierdzą poniedziałkiem, a jeszcze bardziej minioną sobotą, alkoholem i wymiocinami. W niedziele najlepiej w ogóle nie rozmawiać, bo słów brakuje. Ale przecież my musieliśmy rozmawiać, wyjaśniać i próbować. Tylko później. Później, bo teraz umieram.
|