Opieram zmęczone plecy o wyblakłą ścianę. Płaczę. Nie wiem, czy to z żalu do świata, czy dlatego, bo przeżywam PMS. Nie potrafię przełknąć śliny, więc pluję, jak wąż jadem. Nie potrafię nabrać powietrza do płuc, bo czuję ucisk w klatce piersiowej. Nieustannie boli mnie głowa, mimo zażywania leków. Czuję jak serce bezlitośnie kopie moje żebra, słyszę jak krew płynie w moich żyłach i poza nimi. Napad frustracji. Ściskam pięści i krzyczę. Dlaczego? Dlaczego miłość tak boli? Dlaczego nie przemija? Dlaczego muszę to przeżywać? Dlaczego nie mogę wieść spokojnego życia? Dlaczego cierpię? Nie pozwolę tworzyć się temu we mnie. Nie chcę tej miłości. I choćbym musiała wypruć wszystkie żyły, nie pozwolę, by ona we mnie narastała.
|