Coś we mnie pęka, kiedy przychodzi codzienność, gdy muszę patrzeć ludziom w oczy z obojętnością, by nie ujawniać swoich uczuć. Aktorką zawsze byłam kiepską, dlatego wszystko jest dla mnie podwójnym problemem. Ciągle nawlekam nitkę na igłę, by zszyć moją ogromną ranę, która wciąż się rozrasta, lecz, jak na złość, mój wzrok jest coraz bardziej kiepski i nie trafiam w oczko. A rana wciąż rośnie... Dlatego chcę, by ktoś pomógł mi zszyć tę cholerną ranę, która tkwi we mnie. A wystarczy tak niewiele. Trochę zrozumienia, ciepła i przytulenia. Czy tak wiele oczekuję od ludzi? Może niejeden gotów jest mnie wysłuchać i pomóc, ale nie każdy jest TYM KIMŚ. Eliminuję każdego, komu źle patrzy z oczu. A tym, którym aż leje się tęczą i dobrocią z pod powiek, nie wierzę. Jestem małą dziewczynką, wciąż niezaradną i wstydliwą, boję się powiedzieć komuś prosto w twarz, co naprawdę czuję. Dlatego piszę. Wszystko jest takie niezrozumiałe, pogmatwane. Jedna myśl wypiera drugą.
|