Siedziała na parapecie, schowana za firanką. Przez zimną szybę obserwowała świat i ludzi. Widziała ich bezsensowne działania, chaotyczne słowa, plątaninę najróżniejszych uczuć... Wydawali się zachowywać jak szmaciane lalki, jak marionetki sterowane sznureczkami własnych pustych pragnień... Wśród tego sztucznego, zszarzałego tłumu dostrzegła jasny promyk światła. Anioła, który pojawił się znikąd i rozejrzał w poszukiwaniu tych, których chciał ocalić... To do niego chciała iść, w jego ramiona się wtulić i pozwolić, by otarł jej łzy... Ale on uśmiechnął się do niej, pogłaskał po policzku i cicho szepnął: :Nie". Zrozumiała, że są na świecie ludzie bardziej nieszczęśliwi od niej, że ona sama poradzi sobie z problemami. I poradziła. Kilka dni później stała się kolejnym jasnym Aniołem Nadziei...
|