Kocham powroty o piątej rano do domu. Wschodzące słońce, a my całą paczką idziemy przez miasto i co chwila wybuchamy śmiechem jak grupka małolatów po pierwszym piwie. I chuj z tego, że nie czuję nóg, trzęsę się z zimna, makijaż się przemieścił, a włosy straciły swoją świetność. Jebać to, że ledwo wdrapię się po schodach, że rodzice znów będą gadać, a potem i tak zadzwonią czy mają mi przywieźć obiad. Dzisiaj znów obiecam sobie, że nie piję alkoholu, a potem złamię to pod koniec przyszłego tygodnia. /esperer
|