to nieporozumienie błyszczy bez blasku, to moment kiedy wszystko wydaje się nijakie i niezwykle wykwintnie do kitu. grzebię pod panelami swoje łzy, poduszka nie pachnie perfumami, jedynie krwią, która jeszcze tylko czasem spływa z moich nadgarstków, tylko czasem bo nauczyłam się panować nad niektórymi uczuciami, ale tylko zazwyczaj wypadają one spod kontroli i znowu wprowadzają mnie w apopleksje i kłótnię ze zdrowym rozsądkiem. wszystko ma jednolity zapach i smak, jak hebanowa laleczka z lat siedemdziesiątych. cóż za porównanie, niezwykle beznadziejne w swoim bezsensie, w końcu to opowiadanie o wszystkim i o niczym, nic to też coś. [cz2]
|