Pamiętam czarne noce. Odwracałam się z boku na bok, szukałam nowych odcieni tej otaczając mnie czerni, gęstniejącej w powietrzu bez wyrazu. W końcu poddawałam się, rezygnowałam z bezsensownych prób dalszego niechcianego w głębi snu i siadałam w pościeli. Patrzyłam przed siebie tak samo jak wtedy kiedy chciałam się cieszyć i przykrywałam się marzeniami. Świadomość mówiła cicho, szeleszcząc zasłonami o tym, czego mi brakuje. Bo kiedy tuliłam do siebie poduszkę miałam takie perfidne wrażenie, że drwi. Nie wiedziałam jak to z tym wszystkim jest, spuszczałam głowę, przymykałam oczy. Pozwalałam swoim wspomnieniom powracać do woli i czekałam. I tak jak dostawałam swoją prywatną zgodę, prosiłam gdzieś kogoś niewidzialnego bym mogła być przy tobie.
|