padał deszcz, była burza. robiło się szaro. on znów mnie uderzył. wybiegłam z domu i biegłam. biegłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie, po co. wiedziałam dlaczego. bo znów podniósł na mnie rękę. miałam tego dosyć. był taki wybuchowy, a ja już zdąrzyłam sie przyzwyczaić do codziennego okładania po twarzy, i reszcie ciała, jednak tym razem coś we mnie peknęło. i kiedy już siedziałam na tych mokrych schodach, nagle zdałam sobie sprawę że muszę to przerwać, jednak nigdy się na to nie odważe bo za bardzo go kocham, mimo to że codziennie on okazuje mi miłośc przemocą.
|