Zataczałam się ulicą. Tak po prostu, to było samoistne. Rozpadałam się od wewnątrz. Kruszyłam się na jakieś drobiazgi. Samotnie byłam nikim. Spuszczałam wzrok i choć trudno było mi się do tego przyznać to taka, niestety, była prawda. Samotnie byłam niezdolna do czego kolwiek. Potrzebowałam Cie, bo pomogłeś mi wtedy kiedy byłam całkiem sama. A dzisiaj jestem sama wewnątrz. I z tym także nie potrafię się sprostać. Nic nie potrafię... I nic już nie wiem... Mam w głowie tylko jakąś cholerną pustkę. I w tym połamanym sercu pozostaje jedynie nienawiść do siebie. To tak kurewsko upokażające. A boli jeszcze bardziej.
Czasami, przy każdym Twoim słowie czułam się tak jakbym dostawała w twarz. To piekło milion razy mocniej niż zwykły policzek. Bo chociaż nie mówiłeś tego specjalnie, mnie to bolało. A bolało, ponieważ doskonale wiedziałam, ile prawdy znajduje się w Twoich słowach. Było mi z tym ciężko. Ciężko na sercu, ciężko się oddychało. Czułam się jak w grze. Wszystko było niewyraźne
|