Trzymam w ręce telefon, a wyobraźnia płata mi figle. Podsuwa dźwięk wiadomości przychodzącej i lekką wibrację. Podekscytowana, uśmiecham się, że jednak napisałeś. Że nie zapomniałeś, że kochasz, że ci zależy. Łzy pojawiają się w moich oczach po pół minucie, gdy uświadamiam sobie, co mój mózg właśnie mi zrobił. Czuję sarkastyczny śmiech w mojej głowie. Śmiech losu. Po raz kolejny ryczę jak małe dziecko. - I co, myślałaś, że tak po prostu wróci?-podsuwa mi ktoś wredny wewnątrz mnie. Nie odpowiadam, bo boję się. Ale wiem, że to głupie. Chciałabym żeby wrócił, żeby trzymał moją dłoń, żeby muskał moje usta, żeby trącał moją stopę swoją, żeby uśmiechał się, żeby był szczęśliwy, żeby szeptał, żeby śmiał się, żeby BYŁ. Nie potrafię pozbyć się nadziei i tego najbardziej w sobie nienawidzę. Wierzę, że kiedyś będzie cudownie. Ale co, jeśli nie będzie?...
|