siedziałam na imprezie, lekko zalana jak co piątek, zabawa trwała w najlepsze a ja wzięłam do ręki telefon i odczytałam wiadomość "twój kolega, naćpany, jadąc do ciebie rozpieprzył motor i siebie" zatkało mnie i jednej chwili wytrzeźwiałam, jak wariatka zaczęłam pisać i dzwonić do jego znajomych, nikt nie widział o co mi chodziło i nikomu nic nie mówiłam bo przecież i tak go nie znali, dowiedziałam ie tylko ze żyje ale nawet nie można go zawieść do szpitala. a wszystko przez tą kokę, chociaż obiecał, mówił że będzie grzeczny i chciał żebym mu wierzyła, chociaż ja bo nikt inny nie chciał uwierzyć.
|