Miłą,rodzinną atmosferę przerywa nagły telefon od ciebie:'Muszę pogadać.Ławka koło stawu w parku.Czekam'Ubrałam buty,bluzę i pobiegłam do ciebie.Dotarłam na miejsce i zaczęło padać.Zauważyłam,że siedzisz na ławce.Podeszłam,wstałeś i lekko musnąłeś moje usta.Wyciągnąłeś strzykawkę z białym płynem i wbiłeś się w żyłę.Powiedziałeś'Odchodzę.na zawsze.nie ma tu dla mnie miejsca.kocham cię,ale nie chcę ci sprawiać kłopotu z powodu mojego ćpania.ten fakt nie pozwala mi życ.usypiam ze świadomością,że może mnie jutro nie byc lub zrobię krzywdę komuś bliskiemu,byle tylko zdobyć działkę.przepraszam' Oczy mi się zaszkliły,nie zdążyłam nic powiedzieć,a ty zniknąłeś gdzieś w parku.Stałam tam sama,cała zmoczona od wiosennego deszczu,który tylko przykrywał strumień łez płynący z moich oczu.Od tego dnia boję się każdej igły,tej ławki,tego parku,w którym widzieliśmy się ostatni raz,boję się żyć,choć w środku,tam na dnie tkwi mały cień nadziei,że kiedyś wrócisz i będzie tak jak kiedyś.../niemamczasu
|