Łzy spływały po opuchniętych wargach, krzyczałeś. Głośno krzyczałeś i uderzając mnie znów w twarz wypominałeś każdą ze zdrad. Nie byłeś bez winy, dobrze wiedziałeś, że odwdzięczałam się tylko za twoje występki. Kilka dni wcześniej nie potrafiłam spojrzeć w lustro, widziałam tam tylko szmatę, która zostawia kochającego faceta, dla jakiegoś frajera. Kolejnymi ciosami udowadniałeś mi, jak bardzo się myliłam. Byłeś nikim, dupkiem, który miał śmiałość uderzyć kobietę. Krew ciekła z moim spuchniętych oczu, warg, ale najbardziej z serca, które do tej pory kochało największego skurwysyna w mieście. Skurwysyna, który tak dosadnie potrafił zniszczyć moje szczęście. / kredkinabaterie4
|