Jakoś przywykłam do życia w mroku, zaczęłam się resocjalizować w szkole. Przyzwyczaiłam się do życia. Nawet zdarzyło mi się ze dwa razy dziennie uśmiechnąć, w porywach szaleńczo udanego dnia- zaśmiać. Wciąż utrzymywałam swoje poglądy, ale już tym nie żyłam. Mój ból egzystencjalny wyłaził na wierz tylko czasem. Wciąż moim planem na przyszłość było znalezienie partnera do śmierci. Bo przecież jeśli znajdę już miłość to i tak nie będę umiała się nią cieszyć, a oboje chcielibyśmy umrzeć..
|