Był zachód słońca. Zakochani spacerowali sobie razem po plaży, wtuleni w siebie. Świata poza sobą nie widzieli. Wiatr rozwiewał długie i brązowe włosy dziewczyny, wyglądała wtedy pięknie. I tak magicznie. A patrząc na Niego, jej zielone tęczówki błyszczały. Była w nich Miłość. Weszli na mostek, a on złapał ją od tyłu i razem wpatrywali się w zachód słońca, który tego dnia był przepiękny jak nigdy dotąd. Po chwili wziął dziewczynę na ręce i razem wskoczyli do wody. Dosięgli dna i popłynęli ku górze, po czym podpłynęli do brzegu.
-Oszz tyy, jak tak mogłeś? -uśmiechnęła się i spojrzała mu prosto w jego niebieskie oczy. Po chwili poczuła jego zimne dłonie na swoich policzkach, i jego cudne usta połączone z jej ustami, które tak bardzo tego pragnęły. W tamtej chwili, była najszczęśliwszą istotą na świecie...
|