I coraz częściej mam w głowie mętlik
I daje sobie spokój i przestaje na chwilę pędzić
Nic mnie nie grzeje, nic mnie nie ziębi
Siedzę w domu i palę mądre księgi
Wolę wierzyć w coś niż nie wierzyć w nic
dlaczego spadam zawsze w drodze na szczyt
I po raz kolejny słyszę życia zgrzyt
I uciekam w modlitwę, uciekam w mit
To siedzi tak głęboko w człowieku od wieków
Przeczucie, że czuwa nam nim dobry opiekun
By życie miało jakąś wartość i sens
By chciało nam się rano ruszać w kolejny rejs.
|