nie dziwią mnie bezdomni koczujący na klatkach, mankamenty egzystencji w zgiełku miasta. płacz niemowląt żebrzących o drobne, tyle zła widzę wokół nas nie unosząc powiek. sztuka w ciąży prosząca o szluga, dam jej dwa, niech rozwój płodu pobudza. nie mam wyrzutów sumienia przez to, jej sprawa, jej decyzje, bezdzietność. nie mów mi, że postępuje źle, wiem to, nie czuję nic obserwując przestępczość. nie potrafię się zmusić do płaczu, wewnętrzny chłód w sercu, stres i brak strachu. czas goi rany wypacza wrażliwość, widok cierpienia tego świata na żywo. to codzienność, można się do niej przyzwyczaić. ludzie Cię zranią albo Ty będziesz ich ranił.
|