A
ona siedziała bez ruchu na ławce. Czuła
jak jej świat rozpada się na miliony
kawałeczków. Łzy kapały jej po twarzy z
niezwykłą szybkością, ale nie wpadła w
histerie, nie miała smutnej miny. Jej twarz
nie miała wyrazu, jej ciało było nie
ruchome. Każda łza to był wyrwany
kawałek jej duszy. W środku czuła
magiczny rozpierdol i nic nie była w stanie
z tym zrobić. Nie dała rady, one miały
racje, po raz kolejny porzucił ją jak
szmatę. Mogła dalej walczyć, mogła się
podnieść i udawać, że to się nie stało. Ale
po co? Po co miała walczyć skoro i tak za
każdym razem dostawała po dupie. Poszła
na dach wieżowca, z którego było widać
panoramę całego miasta. Siedziała na
krawędzi z nogami spuszczonymi w dół.
|