Był środek nocy, a mimo to miasto tętniło
życiem. Padał deszcz, a wszystkie gwiazdy
schowały się za chmurami. Została tylko
jedna, ta najjaśniejsza. Ewelina siedziała
na parapecie i patrzyła jak kropelki
deszczu łagodnie spływają po szybie. Tak
samo jak łzy po jej policzkach. Obok niej
leżała pusta paczka fajek i 2 puszki po
piwie. Można pomyśleć, że to kolejna
zdemoralizowana nastolatka, ale ona była
po prostu nieszczęśliwie zakochana. Co jej
to dawało? Chwilę zapomnienia, chwilę
która w jej przypadku była po prostu
niezbędna. Muzyka grała na full, rodzice
wyszli do znajomych. To jedyny pozytywny
aspekt, mogła pobyć sama ze sobą. Wtedy
zobaczyła go za oknem. Szedł za rękę z
jakąś brunetką, oboje uśmiechnięci.
Poczuła, niewyobrażalny ścisk w klatce
piersiowej, czuła jakby zaraz miała spaść
w jakąś niewidzialną przepaść, ale nie, ona
wciąż siedziała na parapecie, wciąż
musiała czuć ten niesamowity ból.
Zamknęła oczy, ta sama twarz, ten sam
uśmiech, tyle, że tym razem skierowany do
niej.
|