Wstajemy rano, robiąc wszystko w mega pośpiechu. Prawie że biegniemy razem na metro, aby nie spóźnić się do szkoły. Wracamy, ja wcześniej, on zazwyczaj godzinę później. Rzucamy się zmęczeni na łóżko, słysząc co chwilę burczenie w brzuchu każdego z nas. W końcu zrywamy dupy z łóżka i idziemy zrobić jakieś zakupy, bo jak to u nas - lodówka wiecznie pusta. Potem robimy szybko jakieś kanapki i już dobija prawie 20, czyli czas najwyższy ogarnąć lekcję. Reszta dnia w książkach, kończymy go prysznicem i kładziemy się prawie nieżywi spać. Tak jest codziennie. W weekendy siedzimy w domu, bo to jedyne dni, kiedy mamy dla siebie czas. Nie chce mi się imprez, chlania, palenia zioła, przygód. Chyba całkowicie wydoroślałam i wcale mi się to nie podoba
|