Przychodzę do domu. Siadam przy kaloryferze. Rozgrzewam ręcę, nie ściągam czapki. Zakrywam nią sobie oczy i wyobrażam sobie różne momenty swojego życia. Jak tańczę z tobą na balu maturalnym, jak uczysz mnie jeździć autem, jak kłócimy się jaką pizze zamówić. Wyobrażam sobie jak się obrażam a ty skradasz się, znienacka przytulasz, dajesz słodkiego buziaka i cała złość mija. Słyszę jak mama wchodzi do domu. Koniec "mnie" trzeba trzymać fason przed ludźmi, teraz jestem dla nich.
|