Kolejny raz siadam przed lustrem i uświadamiam sobie, jak bardzo się nienawidzę. Wyciągam z buta maleńki, prostokątny przedmiot, podciągam nogawki i znów rysuję kreski. Pierwsza, druga, trzecia. Pierwsze stróżki krwi płyną po mojej nodze. Czwarta. Piąta. W moich oczach pojawia się ogień. Szósta. To już nałóg. Siódma. Ósma. I wiem że z tym nie wygram. Dziewiąta. Czarny tusz zmieszany z łzami spływa mi po twarzy. Dziesiąta. Tak kurewsko nienawidzę siebie. Jak jakaś pierdolona psycholka na przemian krzyczę i robię kolejne sznyty. Nie radzę sobie z sobą, tak kurwa. || md.
|