Przestaje śledzić sens, poddając się czystej, żywej melodii, dalekiej od chaosu wymowy ojca, gruchoczącej żwirem przekleństw, od kapiących śliną pobekiwań niedorozwiniętych, zazdrosnych, mściwych ludzi, których co dzień napotykam, od gładkich, strofująco-uwierających wywodów księży, których nie znoszę.
|