- kocham cie - ledwo było go słychać - i prosze Cie nie płacz kiedy umre nienawidze gdy płaczesz z mojego powodu...
I wtedy puścił moją dłoń, jego ręka bezwładnie opadła na dół. Podniosłam wzrok, miał zamknięte oczy, nie słyszałam jak oddycha. W sali rozległ sie straszny, głośny dźwięk aparatury medycznej. Chciałam krzyczeć ale nie było słychać żadnych słów. Wybiegłam na korytarz.
- pomocy! - wrzasnełam dławiąc sie łzami
Cały sztab lekarzy i pielęgniarek ominął mnie i wbiegł do środka. Otoczyli łóżko, mówili coś o lekach i dawkach. Stałam za szybą wpatrzona w to co sie działo. Widok przysłaniała mi para z mojego oddechu która powstawała na szkle oddzielającym sale i korytarz. Leżał taki bezbronny a ja byłam bezradna / mężu co tu robisz
|