Póki żyje na zawsze tylko twój - szeptał czule jej do ucha, ale czy to czuł? Ona wniebowzięta w błękitnej sukience czuła, że to ten, jemu odda nawet serce. Splecione ręce, spokój, dom, rodzina; dają sobie rade, ona marzy dać mu syna. On ma tego dość, on tego nie wytrzyma, bo ciągnie go ulica, kusi go inna dziewczyna. Samotne wieczory, ból na twarzy w oknie, błękitna sukienka raz po raz słono moknie - przecież obiecał jej… Ale kiedyś z rana, gdy wróciła po klucze, on za inną klęczał na kolanach. To koniec, to tragedia, to dramat. Boże wybacz mi, wyszlochała kiedy stała nad przepaścią. Spadający liść, dryfujący w otchłań, aby na wieki zasnąć.
|