Znowu szłam w Twoją stronę - czekałeś na końcu ciemnego korytarza, jak zawsze z kapturem na głowie, Twoja głowa wysoko uniesiona, w trzęsącej się dłoni trzymałeś papierosa. Na mój widok raptownie go zgasiłeś przydeptując swoim nowym najkiem. Uśmiechnąłeś się szarmancko, dając mi znak, że mam się pospieszyć. Zaczęłam biec, mimo iż ten uśmiech zupełnie do Ciebie nie pasował, ale był tak zniewalający, że pragnęłam Cię jeszcze bardziej. Biegłam i biegłam, ale korytarz stawał się coraz ciemniejszy, a Ty mniej widoczny. Nie byłam w stanie dobiec, korytarz nie miał końca. Zniknąłeś, a ja się obudziłam z kolejnym snem opisującym moją niemoc i odległość wobec Ciebie i Twojego serca.
|