|
Za oknem minus dwadzieścia trzy i pół stopnia i mrożące ciało powietrze unoszące się w całej przestrzeni ponad ziemią. W domu co najmniej plus dwadzieścia pięć. Ulice w okolicy oświetlają przydrożne latarnie bijąc złotą barwą. Cztery ściany mojego pokoju oświetla ciąg stu choinkowych lampeczek rzucając cień na kąt pokoju. Z nieba delikatnie prószy śnieg. Podobnie jak powolutku z moich oczu płyną łzy cisnąc drogą w dół ku kąciku ust. Ludzie pędem gnają do domu byleby uciec od tego siarczystego zimna. Ubrani w grube kurtki, poobwiązywaniu dookoła szyi szalami i z czapkami na głowach zmierzają do celu. Ja siedzę tutaj ubrana w gruby sweter, którego rękawy sięgają mi do końca palców. W dłoni mam kubek, ten, który dostałam od Ciebie. Unosi się z Niego woń świeżo sparzonego latte. W tle leci Nasza ulubiona piosenka. Na parapecie, tuż przede mną, leży Twoje zdjęcie. Pamiętam tą chwilę. Ten uśmiech. Tak. Brakuje mi Ciebie. Tu obok. To pierwszy taki wieczór. Taki samotny. Taki bez Ciebie.
|