Cz.I: Czekam. Każdego dnia nieustannie stukając srebrnym obcasem o złota podłogę. Siedzę w poczekalni i błagam abyś pojawił się w drzwiach. Obserwuję przechodzących ludzi i bakterie błąkające się samotnie po kafelkach. Raz na jakiś czas minie mnie mała mrówka czy też karaluch. Ludzie już nie zadają pytań, przechodzą obojętnie bez żądnego zainteresowania. Wczoraj jakieś dziecko przewróciło się i jeszcze widać ślad krwi na fugach w rogu przy zielonych drzwiach. Siedzę i obserwuję świat. Kaszmirowa suknia poszarzała, to przez to powietrze, czuć w nim chlor inne specyfiki chemiczne. Przez małe okienko wpada trochę promieni słonecznych, ale i tak panuje półmrok. Rano obok mnie usiadła starsza pani. Jej opuchnięte od płaczu oczy były wyrazem bólu i doświadczonej straty, nic nie mówiła tylko patrzyła w otchłań zielonych drzwi.
|