6:00 rano, sobota. Nikt normalny nie wychodzi z domu o tej porze, no ale...wtedy mogła w spokoju pograć. Tak wcześnie na boisku nikogo nie było. Tylko ona, dwa kosze i stary pijak, który uśmiechał się do siebie, gdy widział, jaką przyjemność sprawia jej to sprawia. Takim sposobem porzucała wszystkie myśli i zmartwienia. Wśród spokoju nagle usłyszała dźwięk odbijającej się piłki. Zdziwiła się, ale mimo wszystko nawet nie odwróciła wzroku w stronę wejścia. Dopiero po chwili ktoś się do niej odezwał.
-Siema. - poznała Jego głos.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - spojrzała do tyłu. Stał jak zwykle z tą swoją pewnością i uśmiechem.
-Zawsze tu przychodzisz, gdy masz problemy. Wolisz pograć sama, jak gdyby nigdy nic.
-Nawet, jeśli tak jest to nie powinno cię to obchodzić.
-Nie chcesz żebym poszedł. Dobrze to wiem.
-Taa i co jeszcze?! Myślisz, że jak zerwałeś, to teraz będę za tobą latać jak idiotka?!
Że zrobię wszystko, byś wrócił?! Nie. Zjebałeś sprawę kochanie.
A on? Nic nie zrobił.
|