powiedział to tak, jakby oblał jakiś egzamin, na którym mu strasznie zależało. po raz kolejny wzięłam więc głęboki oddech, po czym na wdechu powiedziałam mu wężykiem wszytko, co mnie tak męczyło. to, że mi go brakuje. to, że ta kłótnia była bez sensu, że jest moim bratem i nic tego nie zmieni, że rodzeństwa się nie zostawia i że nie wolno mu myśleć inaczej. na koniec musiałam, dodać dwuminutowe zapewnienia, że nie wzięłam do ust żadnych świństw i że po prostu mi odwala, tak jak to mam w zwyczaju. zapadła cisza. żadne z nas nie potrafiło się odezwać. po chwili coś zapiszczało i usłyszałam ciche - przepraszam młoda - wiedziałam, że jestem już na wygranej pozycji. powoli uśmiech wracał na moją (i założę się, co dało się poznać po tonie głosu, że jego też) twarz. obydwoje chcieliśmy szybko zapomnieć o tym okropnym tygodniu i nie wracaliśmy już do tego tematu, nie mogąc się doczekać dni, które spędzimy w Ogrodzieńcu. / schowalimimisia / część 2
|