było zimno. szary kolor barwił niebo. wiatr wirował pośród grobów. mało kto w taką pore wybiera się samotnie na cmentarz, ale ona poszła. potrzebowała choćby namiastki rozmowy. z ojcem. brakowało jej go ostatnio, jak jeszcze nigdy. grunt uciekał jej spod nóg. zycie się sypało. potrzebowała spokoju. chwili ciszy. poczucia bezpieczeństwa. dziwne. czuc się bezpiecznym na opustoszałym miejscu, gdzie chowają zmarłych ludzi. podeszła do małego nagrobku. trzymała się twardo, do momentu, w którym przeczytała wyryty napis. zwykłe imię. zwykłe nazwisko. zwykła data śmierci. coś w niej lekko pękło. uklękła. palce jej zmarzły ale nie przejmowała się tym. wyjęła zapałki. drżącymi rękoma próbowała wskrzesić ogień. po dwóch próbach udało jej się. jednak wiatr zdmuchnąl ogień. wyjęła następną. zerknąwszy na nagrobek uśmiechnęła się. poczula jakby to tato z nią igrał, jakby chciał się z nią porozumieć. wtedy udało jej się zapalić znicz. przykucnęła. zaczęła rozmowę. /skinny-love
|