Pada śnieg, ja siedzę na bujaczce lekko odpychając się od ziemi. Trzęsę się z zimna. Nie czuję już końcówek palców. Pomimo, że jestem bardzo ciepło ubrana marznę i od zewnątrz i od środka. Stanowczo gorsze jest wewnętrrzne zimno. Czuję się jak bym za chwilę miała rozpaść się na malutkie cząstki i rozsypać się na śniegu. Może to ten ból, który siedzi we rozpierdala mnie na cząsteczki. Możliwe, że chce się wreszcie ujawnić, nie chce być skrywany gdzieś pomiędzy samotnością, a miłośćią do Niego.
|