stoją na przeciwko siebie. pomiędzy nimi otwiera się ziemia. przepaść robi się coraz większa, coraz głębsza, coraz ciemniejsza, coraz straszniejsza. a oni stoją. patrzą na siebie. wiatr tańczy w ich włosach. zaczyna padać deszcz. ale oni stoją. wciąż stoją i patrzą na siebie. łzy płyną jej po policzku, a deszcz tylko świetnie je maskuje. -mam dość.-powiedział. odwrócił się. -co? nie. nie.! nie!! nie możesz! chodź tu! pomóż mi! skaczę, słyszysz?! skaczę! łap mnie!-nogi się pod nią ugięły. klęczała w kałuży, a łzy niczym kurtyna wszystko przed nią ukryły.-pomóż! proszę! nie idź.! zostań.! proszę, zostań... -jeśli naprawdę ci zależy-skoczysz. ja nie mam czasu dłużej czekać.-rzucił przez ramię i poszedł. została sama. -bez ciebie nie dam rady.-wyszeptała drżącym głosem. patrzyła jak odchodzi. w jej głowie rozgrywała się krwawa wojna myśli, szalony teatr podświadomości. zebrała w sobie siły, podniosła się. wzięła głęboki oddech i skoczyła. ale jego już nie było. odszedł. /fufuflufcia
|