Stając przed lustrem tłumaczę sobie, że przecież gdyby mu zależało to by wybaczył taką nieznaczną błahostkę. Próbuję zrozumieć, że się nie liczę, że nie mogę robić sobie nadziei. A jednak coś we mnie iskrzy, jakbym zaraz miała dostać esemesa o treści "Przepraszam, że się nie odzywałem. Tęskniłem. Chcę znowu dzielić z Tobą każdą sekundę". Ale on nie przychodzi... Chciałabym przestać się łudzić, tak po prostu.
|