Ostatkiem sił wbiegł na ósme piętro starej praskiej kamienicy, ciężarem całego ciała wyrwał ze spróchniałego zawiasu czarne drzwi ze słabym zamkiem i skierował się ku najmniejszemu z pokoi. Widok jaki stanął przed jego oczyma pokonał najśmielsze wizje. Katherine stała na samym środku ciasnego, zagraconego pomieszczenia w którym panował ohydny zaduch. Stała ślepo wgapiając się w sufit, wypowiadając szeptem słowa, które rozumiała tylko ona, które brzmiały niczym zaklęcie w nieznanym języku. Przy skroni trzymała lufę, broń była odbezpieczona. Już tylko sekundy dzieliły ją od przejścia na tę drugą, być może lepszą stronę. Z amoku wyrwał ją krzyk Josha - Nieee! … Nie zdążył. W mgnieniu oka wszystko co ich otaczało zalało się świeżą krwią, a dotąd stara i brudna ściana pokryta została tapetą z jej mózgu. W powietrzu było czuć teraz już wyłącznie zapach śmierci
|