to było coś jak wybór między eklerką a napoleonką. jak mocna kawa i łóżko o szóstej rano. jak ulubiona muzyka lub wygrany zakład z kumplem. była najpierw namiastka niezdecydowania, która przerodziła się w naiwne marzenie, aż w końcu została sama adrenalina. ścisk żołądka i brak rozsądku. szalejące serce w piersi i gorzki uśmiech na twarzy. jego bezradność wyryta na twarzy i nieobecne spojrzenie, które zdawało się odciągać mnie od decyzji, którą podjęłam. było za późno. poddałam się. było mi wszystko jedno. czy jutro obudzę się i zrobię sobie gorącą kawę czy też nie. od tak, przestałam walczyć. on? walczył. nie o siebie, nie o nas. o mnie. to ja miałam być tą dobrą dziewczyną z głową na karku, ale nie rozumiał że nie chciałam. że bez niego zatracałam się w najgorsze gówno jakie istnieję. w jego świat.
|