tłukę pięściami w poduszkę, kakao solę pojedynczymi łzami, niekiedy gubiącymi drogę. wmawiam sobie, że to iż dane mi było się zakochać, jest wielkim szczęściem, bo przecież prawdziwe uczucie nie spotyka każdego. a mnie jednak nie ominęło. siedzi, grzeje miejsce przy ciepłym sercu, niczym kominku. nadchodzi noc, kilka godzin snu, nowy dzień, nowa historia. i ponownie staram się go wyrzucić, wygonić, siłą zepchnąć z serca, po kręgosłupie w górę, jakby ze schodów, jedynie odwrotnie, przeciw prawom grawitacji, aby wreszcie był tylko częścią rozumu, który rozsądnie się go pozbędzie.
|