Żyję w czasach mogłoby się wydawać cywilizowanych, najbliższych ideału w całej historii naszego globu. Odkrywcy radu, penicyliny, zapatrzeni we własne ego, niwelujemy uczucia, które mogłyby przeszkodzić w karierze. W świecie, gdzie współczucie, bezinteresowna pomoc i nieśmiały uśmiech, kopnęły w kalendarz. Gdzie szczera rozmowa jest ostatecznością, gdzie konwersacja z kilkoma mężczyznami jest szmaceniem się. Brutalność, chciwość, zawiść. Witamy! W dorobku przodków liczne powstania, walki o wolną ojczyznę. I kiedy nagle wszystko to mamy już, gdy stoimy na szczycie dóbr o jakich niektórzy mogliby marzyć, bo telewizor odbiera więcej niż dwa kanały, bo aparat nie potrzebuje już kliszy, bo pierwszo-komunijne dzieci dostają w prezentach laptopy, zapominamy o tym, że jesteśmy ludźmi. Tęsknię do czasów, kiedy było inaczej. Gdy mimo biedy, smutków, można było liczyć na pomocną dłoń drugiej osoby, na podzielenie się ostatnią kromką chleba. Gdzie człowiek był namacalną częścią Boga.
|