zostałam sama w szatni po wf. kończyłam się przebierać, gdy zakładałam bluzę usłyszałam, iż ktoś się zbliża. skuliłam się w kącie. - buu. - wbił kumpel. - wariat. - syknęłam. - jesteś pojebana, ale masz fajne blizny. - złapał mnie za nadgarstek. - nono. - odparłam. - po chuj to robisz? - rzucił. spuściłam głowę w dół. - no to gdzie mamy? - zmieniłam temat. - co Ci to daje? zabijasz siebie wewnętrznie, nic więcej. - przytrzymał mnie. - szczerze? żałuję. - wy szeptałam. - żałujesz, że to robisz? czy, że żyjesz? - podpytywał. - nie żałuję, że żyję idioto. - zaśmiałam się. - to czyli, kochasz mnie? - mruknął. wzięłam wyrwałam się z jego rąk i wyszłam. pokazałam mu język, a on idealnie uśmiechnął się. zrobił mi wykład, który pokazał mi, jak bardzo zależy mu na mnie.
|