Ich dystynkcja, maniery, ich autopromocja. Chwalisz to za dnia, przeklinasz po zachodzie słońca. Dwa oblicza, już nie bierzesz co Ci los da. Sam kierujesz tor upadku, bieg do końca. Modelujesz koryto, bez meandrów ku przepaści. Nie chcesz czekać, aż los znowu z Ciebie zadrwi. Cholera, jestem pewien, nic nas nie uchroni, ale jestem spokojny, jutro Ci przejdzie, jeśli dziś nie zdążysz. Chwilowa słabość, zaszyta szyderstwem. Życzysz im źle na pewno jesteś dobrym człowiekiem. Nic nie jest oczywiste przecież. Tamci się uśmiechają, ale co to ma ze szczęściem, stary. Życie słodkie jak smak malin, cipki cierpkie jak Grampari. Szatan żąda ofiary, nie mów, że bijesz się z myślami! Kurwa, pomyśl dwa razy. Gdzie Ty w ogóle chcesz dojść? Na słabym fundamencie nigdy nie powstanie dom.
|