Uśmiechamy się do siebie. Ot tak. Byle często. Byle tylko patrzeć sobie w oczy. Byle tylko szczerze. Później i tak zdamy sobie sprawę, że to bez sensu. Jeden pocałunek. Drugi. Kto by liczył. I później uśmiech jest coraz częstszy. Ale po pewnym czasie jest go coraz mniej. I zdajemy sobie sprawę, że to już bez sensu. I uśmiech znika. Na zawsze. Już nie wierzę w spojrzenia w oczy. Bo Twoje były nieszczere. Złamałeś jeden z pierwszych wersów. Kolorowy scenariusz naszej znajomości niestety nie mógł być realizowany. Ale tak, mów że to moja wina, że to ja się zmieniłam, że nie mam serca... Masz rację - nie mam, złamałeś je ;/
|