wychodziłam ze szkoły przez szatnię. nagle stało się cicho, chociaż przedtem trwała walka na śnieżki. wyszłam ze strachem po schodach i rozglądnęłam się. usłyszałam tylko 'ja ją biorę' i już po chwili leżałam w zaspie. nawet nie zdążyłam rozkminić przez kogo się w niej znalazłam. chwilę potem, gdy przeklinałam pod nosem, podszedł do mnie. 'nic Ci nie jest?' - zapytał. 'a bo co? wgl który kurwa taki mądry?' - odpyskowałam. 'no ja' - powiedział cicho. nagle ogarnęło mnie wkurwienie i zaczęłam rzucać w niego śniegiem i wszystkim czym miałam pod ręką. w efekcie leżałam na śniegu, a on trzymając moje ręce powiedział 'przepraszam za wszystko'. puścił mnie i odszedł, a ja nie wiem co myśleć. | szyszuniaa
|