ostatnio ponowie narodziły się przemyślenia ii dyskusje dotyczące mojej kobiecości stojącej obok wielkiego znaku zapytania.
człowiek (czyt.ja) żyje sobie spokojnie, myśląc oo swojej egzystencji ii obgryzając paznokcie, ale otaczaja go cycki, idealne łuki brwiowe, kuszące dłuuugie jak drzewo iglaste nogi ii promienne uśmiechy, aa taka zwykła ja, trochę dziecinna tudzież męska z metrem pięćdziesiąt dziewięć, w za dużych dżinsach ii tym bardziej majtkach, prowadze ciche symulacje na temat mojego ciała, wyglądu. ii moja cebulowo ziemnaczana twarz chora, przez tytoń, jest bardziej urocza niż intrygująca. aa moja wklęsła klatka piersiowa bardziej śmieszna niż podniecająca. ii jak tu być poważnym, dorosyłm żyjątkiem, kiedy nawet wygląd na to nie pozwala.
żyję w świecie, który stworzony jest przez przerośnięte mutanty z czerwoną szminką na ustach... aa ja jestem ostatnim na świecie mamutem wielkości rodzynki w serniku.
musze zeżreć trochę pewności siebie.
|