|
Jestem duchową kaleką. Nadwrażliwcem, chorym psychicznie człowiekiem, którego nie obchodzi głód czy cierpienie fizyczne, ale potrafi rozpłakać się na wspomnienie czyjegoś dotyku i smaku. Najpierw z żalu, że to wspomnienie, chwilę później ze szczęścia, bo jeszcze trochę i znowu dotyk będzie prawdziwy i smak. Zamykanie oczu. Jeszcze raz i jeszcze raz. Druga strona lustra. Tu jest inaczej. Prawe oko jest lewe. Lewe prawe. Nawet jeśli nie, to ciągle inaczej. Za zamkniętymi oczami jest inaczej. Emocje jako substytut jedzenia, pieniędzy i czystej fizyczności. Myśli nieposkramianie tylko w ciemnościach. Płacz w poduszkę na samą myśl, że kiedyś i tak zostanę sama. Że Ciebie tu nie będzie. Że właściwie to jestem sama, bo Ciebie tu nie ma. Fi-zy-czność. Za zamkniętymi oczami strachy prawdziwe stają się mniej prawdziwe, bo na wierzch wychodzą inne lęki. lęki sercowe. Trudno przyznać się wtedy, że najbardziej to chce się żyć.
|