Cicha, zamknięta w sobie, z zapuchniętymi oczami i pogryzionymi wargami. Siedziała w kącie, rękoma obejmując kolana i kołysząc się w przód i w tył. Nie miała nawet słuchawek na uszach, sama nuciła sobie piosenki, które jej się z nim kojarzyły. Fachowo to nazywa się jakoś syndromem opuszczonego dziecka, czy coś. Tak właśnie się czuła. Opuszczona przez osobę, która była dla niej oparciem, uśmiechem, sensem życia. Była bezbronnym dzieckiem, opuszczonym przez niego.
|