- Nie odchodź.. - wyszeptałam, głosem alkoholika. Popatrzył na mnie przez chwilę i obrócił się w stronę drzwi, po czym szedł ku nim powoli. - Nie odchodź! - krzyknęłam, już przez płacz. - Ogarnij się, to wrócę. - rzucił głosem spokojnym tonem, jakby trochę troskliwym. - To wypierdalaj. I tak cię nie potrzebuję. Jesteś skurwielem, jak każdy. Wy zawsze odchodzicie. - pożegnałam go wiązanką tych słów i szybko chwyciłam do ręki pustą butelkę po wódce, która leżała tuż obok mnie na podłodze. Schylił się, popatrzył na mnie oczami, do których napływały powoli łzy. - Kocham cię i tak - zostawił mnie z tymi słowami, a potem nie odezwał się ani razu, przez cały rok. Zostawił mnie w tym syfie, zamiast mi pomóc, przecież tylko on był w stanie to zrobić. Podobno kochał, podobno się martwił i podobno dzwonił nieraz, ale byłam tak pijana, że nie mogłam odebrać. Eh, gówno prawda, bo nawet nie miał mojego nowego numeru, a od czasu, kiedy odszedł, nie wypiłam nawet kropli alkoholu./ pepsiak
|