Siedziała na zimnym parapecie swojego okna. Trzymała mocno w swoich zaciśniętych pięściach końce białej niegdyś podkoszulki, która opinała jej sylwetkę. Bezkrytycznym spojrzeniem mierzyła swoje obgryzione do krwi paznokcie. Wszechogarniająca cisza rozpostarła skrzydła nad jej głową i powolnymi ruchami wbijała w jej mózg ostre szpony które drażniły każdy nerw. Z każdą umykającą sekundą zamarzało w niej serce które przesiączone było wyrzutami i strachem o przyszłość który był wywołany teraźniejszością. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych powoli drzwi. Nie odwróciła się. Ciężkie kroki stawiane były raz po raz na zakurzonych panelach. Czuła jego obecność. Chłód, który bił od ciała przyprawił ją o dreszcze i jej biała jak śnieg skóra naprężyła się jeszcze bardziej. Stanął za nią. Szorstkimi, od pracy i mrozu dłońmi dotknął jej barków. Poruszyła się, zadrżała. Stopniowo odwracała głowę, przy czym on nie spuszczał jej z oczu. [..]
|