Gwałtownie w środku nocy otwieram rozpaczliwie smutne i spuchnięte oczy,
spontanicznie podnosząc się wraz z przyśpieszającym się oddechem.
Siadam na łóżku opierając się o ścianę, a swoje kolana tulę do siebie,
lekko się kołysząc, niczym opuszczone dziecko. Czuję chłód, zaczyna brakować mi powietrza,
a po plecach przechodzą mi ciarki. Z zagryzionych warg szepcze przekleństwa, krzyczę z bólu,
próbując się uspokoić. Papierosy wypadają mi z trzęsących się rąk. Nagle wszystko ustaję.
Słyszę tylko mój oddech i deszcz uderzający w szyby. Czuję łzę spływającą po moim policzku,
którą szybko wycieram wmawiając sobie, że jestem silny. Stoję wpatrzony w lustro, mając nadzieję,
że to tylko lustrzane deformacje, że to nie jestem prawdziwy ja. Proszę zapewnij,
że każde kłucie w klatce piersiowej ma jakieś znaczenie, że ten cholerny ból ma sens.
Powiedź, że miliony szpilek wbijanych w mięsień mego serca, nie są karą
./tymbarrk
|