|
mówił, że nie pozwoli mnie skrzywdzić. obiecywał, że zawsze będzie przy mnie i że nigdy nie zrani. a kiedy wewnątrz krwawiło moje serce, coś rozrywało wnętrze na strzępy, a w oczach szkliły się łzy - nie zrobił nic. przecież nie było widać, że cierpiałam. przecież uśmiech nie znikał mi z twarzy. przecież umieranie, tam w środku, nikogo nie obchodzi. a potem rzucał się z pretensjami, że go nie rozumiem. że zamknęłam się w sobie i stałam się inna. tylko, że ja się wcale nie zmieniłam, jedynie sama kawałek po kawałku odbudowałam siebie. zrozumiałam, że nie mogę kochać kogoś, kto nawet nie zauważył mojego wewnętrznego rozpadu. kogoś, kto widząc uśmiech, nie sprawdził, czy wszystko inne jest w porządku. czy to znaczy, że oczekując z pozoru 'aż tyle', nie mam prawa do miłości ? mogę szukać ideału, jednak nie mam żadnej gwarancji na odnalezienie. nigdy nie ma gwarancji./nieswiadomosc
|