[1]Odsłoniła twarz, promienie jesiennego słońca delikatnie muskały jej policzek. Stałem z boku wpatrzony w nieskazitelnie błękitne fale. Wszystko wydawało się takie kruche i niepewne gdy nie trzymałem jej w ramionach, gdy nie mogłem rozkoszować się jej zapachem. Były to pierwsze dni października, miesiąca pełnego zimna, dla nas nie ograniczającego się tylko do pogody. Tego dnia widziałem jak Eliza długo wpatrując się w horyzont żegna się z morzem, które dziś pełne jest mych łez. Mimo faktu,że był to dopiero początek chemioterapii jej organizm był już osłabiony. Jej serce przestało pracować dnia gdy dowiedziała się o chorobie, moje zresztą też, a może przede wszystkim. Później jak sama mówiła : to kwestia czasu, me ciało jest zbyt słabe bez serca by walczyć' Nie chciałem, nie wierzyłem w ani jedno jej słowo.
|